top of page

To jest prawdziwa i wzruszająca historia Zofii Marii Nowina Konopczanki i jej zmagań z białaczką, jej zaciekłej walki o życie, jej bogatej drogi duchowej. Jest to historia szlachetnych ludzi, których spotkała na tej drodze, spośród których wielu pomogła zmienić się na dobre i na zawsze. Nazwaliśmy Ją „Małą” Zosią, gdyż jej ciało było tak wątłe, ale duchowo wprost tętniące życiem. A cud przyniosła nie ten, o który się modliliśmy, lecz ten, który Pan Bóg dla nas zesłął, po prostu poznaliśmy Ją i pokochaliśmy Ją. I jak Ją kochaliśmy! Zosia uosabiała wszystkie cierpiące dzieci, a dotarła do serc i umysłów ponad 100,000 osób na całym świecie.

 

A teraz sam możesz z Nią się spotkać ...

 

Thomas John Lafferty Jr.

Rozdiał 1

Zosia, jak Ją spotkałem

To było pod koniec sierpnia 2011 roku. Razem z żomną uczestniczyliśmy we Mszy Świętej o 8:30 rano w kościele pod wezwaniem świętej Róży z Limy, w Simi Valley w Kalifornii. Podszedł do nas ksiądz Budi Wardhana i zapytał, czy pojechalibyśmy z nim do konsulatu Włoch w Santa Monica, aby mógł odebrać swój paszport. Planował pielgrzymkę do Medjugorje i do Rzymu dla naszej grupy modlitewnej. Odpowiedzieliśmy: „Oczywiście, proszę księdza”. Oboje jesteśmy emerytami i nie mieliśmy żadnych planów na ten dzień. Pamiętam, że dzień był bardzo upalny, czekaliśmy więc na niego, gdy odbierał paszport w pobliskiej szkółce-kwiaciarni, udając zainteresowanie okazami przyrody. Nudziliśmy się tak przez prawie dwie godziny...

 

W drodze do domu ksiądz Budi otrzymał wiadomość od naszej parafianki, Barbary Littler, znajomej rodziny Zosi. Dowiedziała się, że lekarze poinformowali rodziców Zosi, że ma ona przed sobą pewnie mniej, niż dwa miesiące życia. Natychmiast ksiądz Budi zadzwonił do rodziców dziewczynki. Stałem się mimowolnym słuchaczem jego rozmowy i zrozumiałem jak ciężko może być księdzu w takiej sytuacji. Zapytałem więc o przebieg tej rozmowy. Odparł, iż to dziecko chore na raka krwi jest w bardzo ciężkiej sytuacji. Nie wiedzieliśmy, że ten dzień tak bardzo zmieni nasze życie.

 

Od tego dnia codziennie odmawialiśmy Koronkę do Miłosierdzia Bożego i Różaniec oraz ofiarowaliśmy nasze przyjmowanie Komunii Świętej w Jej intencji. Mieliśmy zaplanowaną długą podróż na początku października przez Holland America Cruise Line. Chętnie korzystamy z ich usług, gdyż zawsze mają na pokładzie księdza katolickiego. W planie rejsu było Medjugorje, Rzym, miejsce Wzniebowzięcia NMP w Efezie i Ziemia Święta. Naszym błogosławieństwem stała się obecność trzech księży, a nawet biskupa, na pokładzie.

 

Nasz urlop stał się pielgrzymką. Codziennie ofiarowaliśmy przyjęcie Najświętrzego Sakramentu za Zosię. Zaraz po powrocie zapytałem księdza Budi o Zosie. Ucieszyłem się, gdy usłyszałem, że wciąż jest z nami.

 

Później, w styczniu 2012 ksiądz Budi powiedzial, że w czasie Bożego Narodzenia prawie Ją straciliśmy. W przeddzień Wigilii Narodzenia Pańskiego był wezwany do Zosi o 21:00. Zastał ją blado-niebieską. Udzielił jej Ostatniego Namaszczenia oraz w puszce przy poduszce zostawił jej Najświętrzy Sakrament (z Panem Jezusem). Potem długo modlił się w jej intencji. Zosia cudem przeżyła tę noc i następne pięć miesięcy.

 

Wreszcie w kwietniu zobaczyłem Zosię po raz pierwszy. Była to niedzielna msza o 11-tej godzinie. Pomagałem przy zbieraniu datków na tacę i gdy przechodziłem wzdłuż rzędu ławek, zobaczyłem delikatne dziecko siedzące w składanym wózku. Buzię miała zakrytą maską a na głowie kapelusik. Siedziała owinięta ciepłym kocykiem wełnianym. Od razu domyśliłem się, że to musi być Zosia, więc zapytałem.

 

Zatrzymałem sie i zapytałem jej rodzinę, „Czy to jest Zosia?”. Na pozytywną odpowiedź, „Tak, to ona” spontanicznie powiedziałem, że różaniec odmawiam w jej intencji codziennie. Wówczas spojrzały na mnie jej przepiękne błękitne oczy. Patrzyła mi prosto w oczy.

 

 

Jej oczy były urzekające, jakby zaglądające w głąb mej duszy, jakgdyby pragnęły powiedzieć: „Kim jest ten pan, który modli się za mnie każdego dnia?”. Uśmiechnąłem się więc w duchu. Jak kruche i cenne musi być to dziecko i poszedłem dalej.

 

To był jedyny raz, gdy spotkałem Zosię.

bottom of page